Historia ta wydarzyła się bardzo, bardzo dawno temu, a może całkiem niedawno, gdzieś bardzo, bardzo daleko, a może gdzieś obok nas. W pewnej rodzinie urodził się maleńki chłopczyk. Rodzice byli bardzo szczęśliwi, bo oboje byli już ludźmi starszymi, a dotychczas nie posiadali jeszcze dzieci i chłopczyk był ich pierwszym potomkiem.
Niestety, los nie rozpieszczał rodziców i chłopczyk dużo chorował. Ciągle gorączkował, kaszlał, nie miał apetytu, mimo że rodzice dbali o niego i kupowali wszystkie dostępne produkty, owoce, witaminy. Lekarze nie potrafili znaleźć przyczyny choroby dziecka, więc postanowili, że powinien pojechać do sanatorium nad morze, żeby pooddychać zdrowym powietrzem Nie pozostało nic innego, tylko wybrać się z dzieckiem do sanatorium. Postanowiono, że mama pozostanie w domu, a z maluchem pojedzie nad morze tatuś, któremu także przyda się zmiana klimatu.
Po kilku dniach przygotowań, spakowaniu toreb, pożegnaniach z mamą, które zdawało się, nie miały końca i nie jedną łzę wycisnęły na policzek, maluszek ruszył z tatą nad morze pociągiem. Po trwającej całą noc podróży dotarli do luksusowego sanatorium, które znajdowało się dosłownie parę kroków od morza, praktycznie nad samą plażą. Chłopczyk ogromnie ucieszył się na ten widok, nigdy nie widział dotąd takiej ogromnej wody, ani takiej ilości piasku do budowania zamków. Ojciec też był zadowolony, ponieważ będzie mógł w cieniu parasola czytać gazety, rozwiązywać krzyżówki, mając syna stale pod kontrolą.
Tego dnia, a był do dokładnie piąty dzień pobytu chłopczyka z tatą w sanatorium, chmurzyło się od rana. Morze było jakieś niespokojne, ale było dosyć ciepło, więc dzidziuś jak zwykle budował sobie zamki z piasku, a ojciec rozwiązywał krzyżówki na swoim leżaku. W pewnym momencie ojciec postanowił pójść do pokoju, żeby zaparzyć sobie kawę. Syn bawił się spokojnie w piasku, na plaży nie było nikogo w pobliżu, więc te pięć minut nic mu nie groziło.
Już będąc w pokoju, ojciec poczuł jakiś niepokój, coś nim wstrząsnęło i mówiło mu, że stało się coś złego. Pozostawił zaparzoną kawę na stole i wybiegł z pokoju. Na plaży nie było nikogo, synek zniknął, jedynie mokre ślady na piasku, rozmyty przez falę zamek, wskazywały, co mogło się stać. Ojciec wpadł w rozpacz, zaczął biegać wzdłuż wybrzeża, to wbiegał po pas w wodę, nawoływał, szukał, ale synka nigdzie nie było. Zaalarmowani krzykiem ludzie zbiegli się z wszystkich stron, ale nikt niczego nie widział, nie słyszał. Chłopczyk przepadł zabrany przez morską falę. Długotrwałe poszukiwania zaalarmowanych prze ludzi strażaków i marynarzy nie przyniosły żadnego skutku. Nie znaleziono chłopczyka, ani żywego, ani jego ciała.
Jakże ciężkie chwile przeżywał teraz jego ojciec i powiadomiona o tragedii matka. Ich jedyny i najdroższy skarb zaginął. Życie straciło dla nich sens. Nie pomagały, ani płacz, ani modlitwa, ani krzyki. Matka popadła w ciężką depresję, zachorowała i wkrótce umarła. Ojciec, nie mogąc darować sobie tego, że pozostawił syna samego na plaży, obwiniał siebie za to, co się stało. Odsunął się od ludzi, zamknął się sam w swoim domu i całymi dniami tylko przesiadywał przy oknie i rozmyślał.
Tymczasem mały syneczek płynął na grzbiecie rekina w głąb oceanu. To one, rekiny, korzystając z chwili nieuwagi taty spowodowały falę, która porwała dziecko z plaży i wiozły je teraz do swojego królestwa. Płynęły tak i płynęły wiele dni, a mały chłopczyk tylko płakał i płakał. Rekiny dziwiły się temu, ponieważ karmiły go najlepszymi, w ich mniemaniu, smakołykami, najlepszymi gatunkami żab, szlachetnymi rybkami. Nie wiedziały, że mały tęskni za rodzicami, a poza tym potrzebuje mleka, suchych pieluszek i ciepła, a nie tylko mokrej, słonej wody.
W końcu rekiny dopłynęły do swojego królestwa, przedstawiły królowi jego nowego podwładnego. Król rekinów był już bardzo stary, sam miał tylko jedną córkę, która była niedobra dla rodziców. Była nieposłuszna, kłótliwa, więc żaden rekin jej nie lubił. Król z miejsca polubił maluszka i chociaż ten nie znał rekiniej mowy, to zdołał przekonać króla, żeby pozwolił zbudować dla niego pływające łóżko, gdzie będzie mógł spać w suchej pościeli. Nie musiał już teraz moczyć się w wodzie przez całą dobę. Nauczył się też jeść morską roślinność, glony, trawki, a nawet surowe malutkie rybki.
Wkrótce miały się odbyć wybory nowego króla rekinów. Księżniczka, córka króla rekinów, wiedząc, że nie cieszy się zaufaniem ojca, a poza tym jest kobietą, więc nie ma szans na wybór postanowiła działać podstępnie. Postanowiła skłócić między sobą wszystkich kandydatów na przyszłego króla, żeby nie mogli wybrać spośród siebie jednego kandydata, a potem zaczęła, niby przypadkowo wspominać, że najlepszym kandydatem na nowego króla byłby chłopczyk, rzekomo nie uwikłany w żadne rekinie układy. Inne rekiny, nie zdając sobie sprawy z podstępu księżniczki, po początkowej niechęci, z czasem zaczęły z coraz większą sympatią mówić o tej kandydaturze. Kiedy przyszło do wyborów, królem rekinów wybrany został jednogłośnie maleńki chłopczyk. Nadano mu imię Król Dzidziuś I, bowiem rekiny nie znały jego prawdziwego imienia.
Księżniczka, wiedząc, że król Dzidziuś I nie zna języka rekinów, postanowiła kontynuować swój zdradziecki plan i zaczęła zabiegać o względy króla, chcąc zostać jego żoną. Wkrótce odbyło się huczne wesele i księżniczka została Królową Hildegardą II. Teraz miała już pełnię władzy i mogła rządzić i dzielić. Biedny król Dzidziuś nie potrafił porozumieć się z rekinami, pozostawało mu siedzenie na złotym tronie w złotych szatach i koronie i pozdrawianie rekinów pływającym w oceanie. Tymczasem zła królowa zaczęła gnębić swój biedny lud, podniosła podatki, ograniczyła racje żywnościowe, zwiększyła obowiązki. Rekiny teraz dopiero zrozumiały swój błąd, ale nie potrafiły temu zapobiec, nie mogąc poskarżyć się królowi, nie znając jego języka. Majątek królowej rósł w zastraszającym tempie. W głębi oceanu miała swoje komnaty, pełne złota, klejnotów, skarbów. Nikomu nie pozwalała zbliżać się do tych komnat, nawet król Dzidziuś nie miał pojęcia o ich istnieniu oraz ilości.
Tymczasem królowa urodziła królowi dwoje dzieci, chłopczyka i dziewczynkę. Były to dwa śliczne rekinki, które zamiast przednich płetw posiadały ręce. Rekinki czuły się świetnie w wodzie, ale potrafiły też wykonywać praktycznie wszystko rękami, więc grały z ojcem w warcaby, potrafiły pięknie malować. Król mieszkał na swoim statku zbudowanym przez rekiny, gdzie posiadał swoje komnaty, sypialnie. Specjalnie dla rekinków zbudowano na pokładzie basen, z którego mogły skakać wprost do oceanu. Wstęp do basenu miały jedynie królowa, oraz królewskie dzieci.
Królowa bardzo kochała swoje dzieci, więc któregoś dnia postanowiła zabrać je w głąb oceanu, do swoich komnat i pokazać im swoje skarby. Nie przewidziała swojego błędu, ponieważ w małych rekinkach płynęła połowa ludzkiej krwi i miały one ludzkie serca, więc zrozumiały, że wszystkie te skarby matka zdobyła na krzywdzie swoich poddanych. Rekinków nie cieszyły te bogactwa, więc po powrocie na powierzchnię postanowiły opowiedzieć ojcu o tym, co widziały. Jako , że były to niezwykłe rekinki, więc znały zarówno mowę rekinów, jak i mowę ludzką. Jedynie one potrafiły swobodnie porozumiewać się z królem Dzidziusiem I, w przeciwieństwie do innych rekinów.
Rekinki opowiedziały więc ojcu wszystko, co widziały w komnatach matki. Król przejął się wielce opowiadaniem dzieci i bardzo się zasmucił chciwością żony i zapłakał nad losem swoich poddanych. Biedny król, nie wiedział co ma począć, postanowił więc zrobić naradę. Wezwał wszystkich swoich doradców, w tajemnicy przed żoną i polecił dzieciom opowiedzieć wszystko, co widziały. Rekiny zaś ze swej strony opowiedziały królowi o swym losie, o prześladowaniach płynących ze strony królowej. Król wielce się zasmucił po raz kolejny, ponieważ zrozumiał, że to jego wina, że nie potrafił obronić swojego królestwa przed złą królową. Po wysłuchaniu wszystkich stron król wydał postanowienie. Była to najtrudniejsza decyzja od czasu jego zaprzysiężenia, ponieważ dotyczyła jego żony. Król postanowił, że królowa zostanie zesłana do końca życia w głąb oceanu, do swoich komnat, gdzie zostanie zakuta w łańcuchy i będzie mogła cieszyć się swoimi skarbami, bez prawa powrotu na powierzchnię. Rekinki zdołały uprosić tylko ojca, aby pozwalał im chociaż raz w tygodniu odwiedzać matkę w jej komnatach. Król, mając dobre serce, nie mógł odmówić dzieciom tej prośby. W tym samym dekrecie król anulował też wszystkie podatki nałożone na rekiny i darował im wolność. Od tej chwili wszystkie rekiny mogły swobodnie pływać, polować i cieszyć się życiem.
Po pewnym czasie król zaczął jednak tęsknić za kimś bliskim. Co prawda miał przy sobie dzieci, ale one większość czasu spędzały ze swoimi rówieśnikami w wodzie. Siedział więc król na swoim tronie, a statku, wpatrywał się w dal oceanu i rozmyślał. Pewnego dnia postanowił król, że musi raz jeszcze popłynąć na ląd, żeby znaleźć dla siebie nową żonę wśród ludzi. Jak król postanowił, tak zrobił. Wybrał kilka rekinów spośród swoich najwierniejszych sług, rządy przekazał czasowo swojemu synowi i usiadłszy na grzbiecie największego i najpotężniejszego rekina popłynął w daleką podróż.
W tym czasie brzegiem morza spacerowała pewna dziewczynka ze swoją mamą . Królowi bardzo się ona spodobała, wydal więc rozkaz swoim rekinom, aby spowodowały wysoką falę, która porwie dziewczynkę i sprowadzi ją do niego. Rekiny wykonały rozkaz królewski, i przyniosły dziewczynkę wraz z falą wprost na grzbiet rekina, obok króla. Król zdjął koronę, pięknie się ukłonił i przedstawił się:
-Jestem Król Dzidziuś I, król rekinów i chcę żebyś została moją żoną.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko nie przestawała trząść się ze strachu i płakać za swoją mamą pozostająca na brzegu. Rekiny płynęły już w drogę powrotną do swojego królestwa, a dziewczynka wciąż nie przestawała płakać. Król Dzidziuś I tymczasem przypomniał sobie swoje własne porwanie przez falę przed laty, kiedy to sam trząsł się ze strachu, przemoknięty, przeziębnięty, oderwany od taty, nie wiedząc, co się z nim stało.
W pewnym momencie, król niespodziewanie wydał rozkaz:
-Stój! W tył zwrot. Kierunek do brzegu płyń.
Zdziwione rekiny, nie wiedziały co się stało, ale nie śmiały zapytać. Dziewczynka nie zauważyła zmiany kierunku płynięcia rekinów, ponieważ byłz zbyt przestraszona i zapłakana. Jedynie król wiedział o co chodzi. Zrozumiał, że nie ma prawa zabierać dziecka jej matce. Sam przeżył rozstanie ze swoim ojcem i zrozumiał, że ludzie powinni żyć na na lądzie, a rekiny w oceanach, zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Pocałował więc tylko delikatnie dziecko w czółko i rozkazał delikatnie przenieść je z falą na plażę, gdzie czekała zrozpaczona matka.
Długo potem ludzie opowiadali o cudownie uratowanej dziewczynce, która fala porwała w morze, a następnie całą i zdrową oddała ją z powrotem. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić, dziewczynka też nie pamiętała, co się stało. Co prawda opowiadała coś o rekinach, które ją porwały, ale nikt jej nie wierzył, myśląc, że to z nadmiaru wrażeń coś jej się pomyliło.
Tymczasem król Dzidziuś I wraz ze swoimi rekinami wybrał się w dalszą i niebezpieczną podróż w górę rzeki. Popłynął do pewnego miasta, które znał z dzieciństwa. Postanowił odszukać swoich rodziców. Nie wiedział, biedny, że matka zmarła wkrótce po jego zaginięciu. Znalazł natomiast starego ojca, który wciąż przesiadywał całymi dniami przy oknie i rozmyślał o swoim zaginionym przed laty synu. Ojciec nie wychodził prawie w ogóle z domu, jedynie sąsiedzi przynosili mu czasem coś do jedzenia. Król Dzidziuś zapłakał ze wzruszenia na widok ojca w oknie, ale nie mógł się mu ujawnić, więc obmyślił plan , w jaki sposób może zabrać ojca z sobą, żeby znowu mogli być razem.
Wieczorem, kiedy wszyscy spali, Dzidziuś rozkazał swoim rekinom zatkać przepływ w moście rzeki, co spowodowało wezbranie wody i zatopienie domu ojca. To pozwoliło rekinom wpłynąć do środka i zabrać śpiącego ojca w daleką podróż. Rano ludzi zbudziła wieść o dziwnej i niespotykanej lokalnej powodzi, która spowodowała zalanie tylko jednego domu i zaginięcie jego właściciela. Szukano długo, ale nie natrafiono nigdzie na jego ślad. Szukano pod mostem w rzece, ale udało się tam znaleźć tylko trochę starych gałęzi, drzew, więc uznano, że to one spowodowały zatkanie przepustu i potop.
Tymczasem rekiny z królem i jego tatą były już w drodze powrotnej do swojego królestwa. Tata spał długo i zbudził się dopiero koło południa. W pierwszej chwili bardzo się przeląkł, widząc wkoło siebie masę wody wkoło i stado rekinów. W pierwszej chwili pomyślał, że to mu się śni, że znowu jakieś koszmary nocne nachodzą go związane z zaginięciem syna. W pewnym momencie wydawało mi się nawet, że widzi syna, dorosłego i siedzącego na grzbiecie drugiego rekina. Ojciec próbował się obudzić, ale sen nie chciał odejść. Wprost przeciwnie, stawał się jakby coraz bardziej realny. Syn odezwał się nawet do ojca:
-Witaj tatusiu. Jestem twoim małym synkiem, zaginionym przed laty. Jestem teraz królem rekinów, a to są moi poddani.
Mówiąc te słowa zbliżył się ze swoim rekinem do ojca i rzucił mu się w ramiona. Ojciec nie potrafił nic powiedzieć ze wzruszenia, tylko długo i mocno tulił syna w sowich ramionach. Nie myślał teraz o niczym, ani gdzie jest, ani skąd się tu wziął. Ważne było tylko jedno: znowu jest razem ze swoim ukochanym dzieckiem. Gdyby tutaj z nimi mogła być teraz jeszcze ich ukochana żona i mama.
Tak wtuleni w siebie zasnęli i spali długo, aż zbudziły ich odgłosy rekinów. To dzieci i wnukowie witali ojca i dziadka w królestwie. Wnukowie złapali dziadka i wciągnęli go do wody, żeby móc go lepiej uściskać. Po powitaniu odstawiono go na pokład statku, który teraz miał się stać jego nowym domem.
Dziadek szybko polubił swoje nowe mieszkanie i nowych przyjaciół. Nie wychodził od dawna z domu, więc nie potrzebował lądu do życia. Wystarczył mu mały pokoik z łóżkiem, a na pokładzie leżak, na którym mógł się wygrzewac w słońcu, łowiąc ryby i opowiadając wnukom o lądzie, gdzie żyją ludzie podobni do niego i ich ojca.
Od tej pory spotykało się ciągle stado rekiniątek pływających wokół statku i słuchających opowiadań dziadka. Wnuki tłumaczyły swoim rówieśnikom mowę dziadka, a s kolei dziadkowi opowiadały o życiu rekinów. Po pewnym czasie król postanowił nawet odwiedzić swoją żonę w głębinach oceanu, żeby darować jej resztę kary i przedstawić ją swojemu ojcu. Co prawda nie przysługiwał jej już tytuł królowej, ani nie była żoną Dzidziusia, ale odzyskała wolność, mogła się opiekować dziećmi i pomagać w prowadzeniu domu króla Dzidziusia, jego ojca i małych rekiniątek. Majątek królowej rozdano pomiędzy rekiny,a z reszty zbudowano nowy ,większy statek dla króla i jego ojca.
Pływa on pewnie do dzisiaj po oceanie. Gdyby któreś z was spotkało kiedyś Króla Dzidziusia I i jego królestwo, pozdrówcie ich ode mnie.