Stanisław Neblik - Fojerman Godej, czytej a pisz po ślonsku
 
Ô mie
Piyrszo strona
Napisz do mie - kontakt 
Linki
Fraszki a powiedzynia
Velorex
Radzijów, Rybnik
Fraszki a powiedzynia II
Fraszki a powiedzynia III
Opowiadania
Fraszki a powiedzynia IV
Tłōmaczynia
Fraszki a ppwiedzynia V
Zwyrtki
Szpacyjka
Dlo dziecek
Tłōmaczynia II
Zwyrtki II
Dlo dziecek II
Zwyrtki III
O Tigrze we fligrze
Dlo dziecek III
Slónsk downiyj
Slónsk dzisiej
Ślónsk dzisiej II
Limeryki
Śpiywki ślónski
Limeryki II
Prziroda
Limeryki III
Ślabiczka
Wiersze roztomańte
Limeryki IV
Ślabiczka II
Wiersze roztomańte II
Limeryki V
Wiersze roztomańte III
O Fojermanie
O kocie w samolocie
Po polsku - dla dzieci
Po polsku - różne
Po polsku - dla dzieci II
Po polsku - dla dzieci III
Po polsku - różne II
To już było (archiwum)
Podziel sie sobom
Bruksela
Kiczka
Strasburg 2019
Gōrnoślōnsko Tragedyjo
Grabowina, moji gniozdo
Inksi ô nas
 


Licznik

o2u.pl - darmowe liczniki

Ksiónżka gości

 

Nowości i zmiany

 

    Szanowny Panie Redaktorze,


    Jako prezes stowarzyszenia stawiającego sobie za cel ratowanie śląskiej mowy i jedna z osób zaangażowanych w działania, które Pan opisuje, czuję się w obowiązku odpowiedzieć na Pana artykuł wydrukowany w "Dzienniku" z dnia 5 grudnia.

     Wobec ważnych wydarzeń dziejących się obok nas możemy przyjąć trzy postawy: Możemy sami się w nie zaangażować i próbować na nie wpływać, tak aby sprawy szły w dobrym kierunku. Takie obywatelskie zaangażowanie pro publico bono jest humusem demokracji i jest ono najbardziej godne pochwały, choć oczywiście nie można go od nikogo wymagać. Można też przyjąć postawę życzliwego kibica, który choć niewiele pomoże, to przynajmniej czasem doda otuchy dobrym słowem. Możliwa jest też trzecia postawa, postawa obserwatora szydercy. Obserwator szyderca tak na prawdę nie chce, żeby przedsięwzięcie się udało. Pieczołowicie rejestruje wszystkie potknięcia osób zaangażowanych, wyczekując niecierpliwie ostatecznego fiaska ich działań, aby z satysfakcją powtórzyć: "A nie mówiłem?"

     Zawsze wysoko ceniłem sobie Pana publicystykę i, jeśli tylko mam okazję, chętnie czytuje Pana felietony. Zawsze uważałem Pana za sprzymierzeńca śląskiej sprawy. Tym bardziej boli mnie, ze w sprawie, która, jak mniemam, dla śląskiej społeczności autochtonicznej jest najważniejsza, przyjął Pan postawę szydercy.

      Nie zadał Pan sobie trudu, żeby choćby porozmawiać z kimś, kto zaangażowany jest w krytykowane przez Pana działania. Nie kiwnąwszy nawet palcem mówi Pan „żądam”, "rozliczam" i "wymagam". W demokracji obowiązuje zasada „zrób to sam”. Jeśli coś chce się osiągnąć, trzeba samemu organizować ludzi, szukać sprzymierzeńców i samemu działać. Pan chce od wszystkich, żeby Pana obsługiwali.

      Przy tym informacje, które Pan podaje, są nieprawdziwe. Nieprawdą jest, jakoby pan poseł Marek Plura wycofał się z działań na rzecz uznania języka śląskiego. Od czasu wspomnianego przez Pana oświadczenia Andrzeja Rocznioka spotykaliśmy się z panem posłem wielokrotnie i jako stowarzyszenie mamy do niego pełne zaufanie.

      Nasze stowarzyszenie liczy nieco ponad 20 osób. Próbujemy zyskiwać sojuszników, budować poparcie dla naszej idei, spotykamy się z ludźmi, próbujemy godzić i namówić do współpracy osoby nieraz ze sobą pokłócone. Studiujemy też materiały dialektologiczne, wiedzę naukową staramy się popularyzować, sami się przy tym uczymy i próbujemy pokazywać, jak w naszym pojęciu kodyfikacja śląszczyzny ma wyglądać, a jaką nie może być. Naszą pracę wykonujemy społecznie, poświęcając na nią swój czas i pieniądze. Przy tym każdy z nas ma swoją pracę, większość ma rodziny i chcielibyśmy też normalnie żyć. Zapewne mogliśmy zrobić więcej i wiele rzeczy zrobić lepiej, ale czy dużo więcej i dużo lepiej? Mamy w naszym stowarzyszeniu dwóch dialektologów. Jeden z nich, choć Ślązak, pracuje na Łużycach i zajmuje się ochroną języka dolnołużyckiego, bo to Niemcy dali mu pracę. Drugi, jako pracownik uniwersytetu, musi dorabiać na kilku etatach, żeby utrzymać rodzinę w Krakowie. Często doba ma za mało godzin, a czasem po prostu brakuje sił.

       Od samego początku jesteśmy świadomi, że jeśli prace nad kodyfikacją i szerzej ochroną śląszczyzny mają osiągnąć zadowalający wszystkich postęp i należyty poziom merytoryczny, na dłuższą metę nie mogą być wykonywane tylko przez zapaleńców amatorów. Profesjonalny poziom może być zapewniony tylko przez – właśnie – profesjonalistów. Musimy jako śląska społeczność zdobyć się na to, żeby utworzyć w tym celu i utrzymać choć kilka etatów, tak aby przynajmniej najlepsi ludzie mogli poświęcić tej pracy nie dwie godziny na tydzień w weekend, ale cały swój czas. Tym ludziom trzeba stworzyć perspektywę, aby nie obawiali się ze sprawą ochrony śląszczyzny związać swojej kariery zawodowej. To jest dla naszej społeczności wielki test, czy rzeczywiście jesteśmy dość zintegrowani, aktywni i pracowici, i czy potrafimy się skutecznie zorganizować w demokratycznym społeczeństwie. Ponoć do śląskiej tożsamości, niezależnie od deklarowanej narodowości, poczuwa się kilkaset tysięcy osób. Gdyby każda z tych osób przeznaczyła na tworzenie i ochronę śląskiego języka regionalnego choćby złotówkę na rok, już moglibyśmy te etaty tworzyć, bez oglądania się na Sejm w Warszawie.

       Ale tego nie osiągnie się jedynie krytykując i grzmiąc z wysokości wielkonakładowej gazety. Trzeba zaproponować rozwiązania. Trzeba spotykać się z ludźmi, rozmawiać z nimi, zarażać ich swoją ideą. Trzeba wydeptać sobie ścieżki do polityków, samorządowców, potencjalnych sponsorów. To właśnie m. in. próbujemy robić. Ale my sami jesteśmy postrzegani w najlepszym razie jako grupka „nawiedzonych” idealistów. Pan jest osobą rozpoznawalną wszędzie w regionie. Liczą się z Pana zdaniem wojewodowie, prezydenci, profesorowie i biznesmeni. O ileż nasze działania mogłyby być skuteczniejsze, gdyby zechciał Pan nam pomóc!

        Musi Pan sobie sam w swoim sumieniu odpowiedzieć, czy rzeczywiście przetrwanie śląskiej mowy leży Panu na sercu. Jeśli tak, nie wystarczy raz na kilka miesięcy napisać krytyczny artykuł i uważać, że piastowanie śląszczyzny mam na rok odfajkowane. Przecież był Pan i w Katowicach 30 czerwca, i w Warszawie 3 grudnia zeszłego roku. Skoro uważa Pan, że powinniśmy uderzyć się w pierś, pierwszy powinien Pan dać przykład i uderzyć się w pierś swoją.

       Prawdziwym przełomem w sprawie śląskiego języka regionalnego byłoby „zarażenie” tą ideą regionalnych elit, a w szczególności świata naukowego w Opolu i w Katowicach. Pomysł jest rewolucyjny, a więc taka przemiana świadomościowa wymaga czasu. Taka przemiana się dokonuje i mamy wiele powodów do nadziei na to, że w niedługiej perspektywie będzie można do prac kodyfikacyjnych włączyć większą liczbę specjalistów. Budowanie poparcia dla idei, ścieranie się nieraz sprzecznych koncepcji i dochodzenie do wspólnego stanowiska, szerzenie wiedzy dialektologicznej, to wszystko działania mało spektakularne, ale równie cenne, jak medialne fajerwerki. Wg naszej oceny czas od pamiętnej konferencji w Warszawie nie został zmarnowany, a sprawy, choć na pewno nie w takim tempie, jak byśmy sobie tego wszyscy życzyli, posuwają się do przodu.

        Jeszcze parę słów odnośnie zapowiadanego elementarza. Myślę, że nie ma Pan pojęcia o trudności tego zadania, jeśli pisze Pan, że wystarczy do tego jeden „zdeterminowany autor”. Napisanie pierwszego śląskiego elementarza z prawdziwego zdarzenia wymaga połączenia kwalifikacji w trzech dziedzinach. Po pierwsze, piszące osoby muszą mieć bardzo dobrą orientację w śląskiej dialektologii. Nie wystarczy tu znajomość gwary, którą mówi się we wsi, z której pochodzi autor. Potrzebna jest wiedza całościowa i systemowa o tym, jaki jest zakres występowania różnych zjawisk językowych i rozprzestrzenienie słownictwa na obszarze gwarowym od Prudnika po Mysłowice i od Cieszyna po Kluczbork. Potrzebna jest też wiedza syntetyczna, aby umieć odróżnić to, co dla Śląska jest charakterystyczne i typowe, od tego, co jest wyjątkiem, albo nową naleciałością. Drugi problem, który wymaga rozwiązania, to problem kulturowy. Przykład: w jakim stopniu możliwe i celowe jest przywrócenie starych śląskich zwrotów grzecznościowych, tj. godania za dwoje i za troje. Trzeci problem to problem pedagogiczny, tj. umiejętność napisania tekstów i zredagowania całości w taki sposób, aby było to atrakcyjne dla dzieci. To wymaga wielkiej wiedzy i wielkiego wyczucia. To, i wszystkie podobne działania, to praca pionierska. Twierdzę, że jednej osoby, która miałaby wystarczające kwalifikacje we wszystkich tych trzech dziedzinach, w tej chwili na Śląsku nie mamy. Jeśli uważa Pan, że jest inaczej, proszę po prostu usiąść i taki elementarz napisać!

       Uważam, że napisania elementarza jako śląskie środowiska podjęliśmy się zbyt pochopnie, na fali pierwszego entuzjazmu. Zresztą, jako stowarzyszenie, odnosiliśmy się do tego pomysłu z rezerwą. Już teraz musimy sobie powiedzieć, że zapowiadany elementarz będzie dziełem amatorskim. Na prawdziwie profesjonalny elementarz musimy jeszcze poczekać. Ale mimo to uważam, że lepiej jest przynajmniej próbować coś robić, niż tylko narzekać i krytykować.

       Podsumowując: zamiast krytykować, prosimy, niech nam Pan pomoże. Prosimy też o wsparcie naukowców, instytucje samorządowe, stowarzyszenia regionalne i wszystkich, którym przetrwanie śląskiej mowy leży na sercu. Szczególnie potrzebujemy dialektologów lub osób o pokrewnym wykształceniu, które gotowe byłyby dokształcić się w dziedzinie śląskiej dialektologii. Potrzebujemy ludzi znających się na pozyskiwaniu pieniędzy z funduszy unijnych, ministerialnych i z różnych fundacji i potrafiących rozliczać takie projekty. Potrzebujemy też dobrych organizatorów, potrafiących wziąć na siebie odpowiedzialność za prowadzenie projektu. Zastanówmy się wspólnie, jak pracom kodyfikacyjnym nadać jakieś ramy organizacyjne, jak zapewnić im wsparcie organizacyjne i finansowe. Być może patronat nad całym przedsięwzięciem mógłby roztoczyć samorząd wojewódzki, być może któraś z placówek naukowych, albo dwie potężne organizacje regionalne (tj. Związek Górnośląski i Ruch Autonomii Śląska), tak jak od lat dzieje się to na Kszubach. Systematyczna i profesjonalna praca nad ochroną języka mniejszościowego to zadanie zbyt wielkie, aby mogła je unieść grupka zapaleńców amatorów.

Z poważaniem

Józef Kulisz

Prezes

Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga”.


 
Copyright (c)2009-2024 {Stanisław Neblik - Fojerman}