Stanisław Neblik - Fojerman Godej, czytej a pisz po ślonsku
 
Ô mie
Piyrszo strona
Napisz do mie - kontakt 
Linki
Fraszki a powiedzynia
Velorex
Radzijów, Rybnik
Fraszki a powiedzynia II
Fraszki a powiedzynia III
Opowiadania
Fraszki a powiedzynia IV
Tłōmaczynia
Fraszki a ppwiedzynia V
Zwyrtki
Szpacyjka
Dlo dziecek
Tłōmaczynia II
Zwyrtki II
Dlo dziecek II
Zwyrtki III
O Tigrze we fligrze
Dlo dziecek III
Slónsk downiyj
Slónsk dzisiej
Ślónsk dzisiej II
Limeryki
Śpiywki ślónski
Limeryki II
Prziroda
Limeryki III
Ślabiczka
Wiersze roztomańte
Limeryki IV
Ślabiczka II
Wiersze roztomańte II
Limeryki V
Wiersze roztomańte III
O Fojermanie
O kocie w samolocie
Po polsku - dla dzieci
Po polsku - różne
Po polsku - dla dzieci II
Po polsku - dla dzieci III
Po polsku - różne II
To już było (archiwum)
Podziel sie sobom
Bruksela
Kiczka
Strasburg 2019
Gōrnoślōnsko Tragedyjo
Grabowina, moji gniozdo
Inksi ô nas
 


Licznik

o2u.pl - darmowe liczniki

Ksiónżka gości

 

Nowości i zmiany

Nachricht
Tydzień temu odbył się w Opolu I Marsz Jedności Górnośląskiej zorganizowany przez Ruch Autonomii Śląska. W demonstracji wzięło udział również Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga z Ciska (woj. opolskie), którego członkowie pojawili się z jedynym transparentem zawierającym pełne zdanie po śląsku: „Pómóżcie retować naszã ślónskõ môwã“. Owego cichego apelu Dangi media raczej nie dostrzegły – relacje zdominowały tematy uznane za kontrowersyjne: postulat połączenia województw opolskiego i śląskiego, wykrzykiwane głośno hasła, kolorowe flagi oraz kontrdemonstracja grupki pseudopatriotów z faszyzującego Obozu Radykalno-Narodowego. Zupełnie niesłusznie – twierdzą członkowie Dangi – ponieważ nasze przesłanie dotyka problemu, który na przyszłości śląskiej grupy etnicznej i śląskiego dziedzictwa językowego zaważy bardziej niż jakikolwiek postulat natury stricte politycznej.

„Pómóżcie nóm retować naszã ślónskõ môwã!“

Z członkiem zarządu Dangi obecnym na I Marszu Jedności Górnośląskiej w Opolu Leonem Sładkiem rozmawiał Grzegorz Wieczorek

Czy udział Dangi w marszu nie jest działaniem na wyrost? Co ma kwestia śląskiego języka/dialektu wspólnego z postulatem utworzenia województwa górnośląskiego?

Leon Sładek: Ma istotny związek, choć naszym zdaniem nie sprawy polityczne są najważniejsze. Po pierwsze, w jednym organiźmie administracyjnym zwyczajnie prościej byłoby pewne sprawy załatwić i przeprowadzić pewne projekty. Chcemy przecież chronić jeden śląski język, a nie dwa. Po drugie, i to jest dla nas najistotniejsze, ochrona języka jest mocno związana z ochroną tożsamości etnicznej. Tożsamość etniczna i język to dwie strony tego samego medalu. Bez naszej spuścizny językowej, która wyróżnia nas na tle reszty kraju, tożsamość etniczna Górnoślązaków będzie rozmyta, a bez wyrazistej tożsamości regionalnej nie ma po co kultywować języka mniejszościowego. I dla jednej i dla drugiej sprawy istotne jest zachowanie poczucia wspólnoty: historycznej, kulturowej, etnicznej i językowej. Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że obecny podział administracyjny został wprowadzony jako zamierzona próba osłabienia naszej tożsamości etnicznej i tak odbiera go wielu Górnoślązaków. Póki co, mowa śląska zdegradowana do roli „domowo-kuchennej gwary“ nie odgrywa żadnej roli ani w systemie oświaty, ani w życiu gospodarczo-politycznym żadnego z obu organizmów administracyjnych. Skutkiem obecnej sytuacji jest jej wymieranie. Na edukację regionalną z prawdziwego zdarzenia czekamy już prawie ćwierć wieku i niektórzy już wątpią, że się kiedykolwiek doczekamy. A śląski dialekt nie czeka, lecz wymiera.

Województwo opolskie istnieje od 1950 r. Czy rzeczywiście tożsamość śląska ucierpiała tutaj?

Uważamy, że tak. Nie oznacza to oczywiście, że już jej nie ma. Zanikanie tożsamości to proces długotrwały, wielopokoleniowy. Niepokoi nas, że zjawisko to ostatnimi czasy nasila się, co objawia się choćby tym, że wielu młodych mieszkańców Opola nie wie, iż mieszka w stolicy Górnego Śląska. Media rozróżniają coraz częściej „Opolszczyznę“ i „Śląsk. Obecny podział administracyjny zaczyna coraz częściej obowiązywać w języku potocznym. A stąd już tylko krok do wymazania Górnego Śląska ze zbiorowej świadomości jego mieszkańców. Nie ma Górnego Śląska, nie ma Ślązaków, nie ma śląskiej mowy – panuje monotonia standardu. Przerażająca wizja…

Czy oznacza to, że Ślązacy Opolscy – ci zasiedziali, rdzenni – chcą się znaleźć w województwie górnośląskim?

Nie, tu nie można uogólniać, a naszym zdaniem żadnych poważnych zmian administracyjnych nie można przeprowadzać ponad głowami ludzi, bez ich akceptacji. Niektórzy mają wiele uzasadnionych powodów, żeby się obawiać – nazwijmy to – imperializmu katowickiego. Pomimo, że wszyscy jesteśmy Górnoślązakami, to istnieje obawa, że „katowiczanie“ nie będą respektować opolskich cech kulturowych. Najbardziej objawia się to w języku – jako językowe towarzystwo z województwa opolskiego możemy wiele na ten temat powiedzieć. Danga musi zmagać się ze ścianą ignorancji wobec języka Ślązaków opolskich od samego początku swego istnienia, a w szczególności zderzyliśmy się z tym problemem w „komisji ślabikorzowej“. Niektórzy samozwańczy kodyfikatorzy katowiccy nie przyjmują do wiadomości istnienia śląszczyzny opolskiej i najchętniej pominęliby ją zupełnie. Jesteśmy mocno zaskoczeni potrzebą ciągłego przypominania, że skodyfikowana śląszczyzna musi umożliwić również Ślązakom Opolskim naukę ich własnego dialektu. Język Śląska Opolskiego jest jednak dla wielu katowiczan mentalną barierą nie do pokonania. Wielu Ślązaków Opolskich słusznie zauważa, że na Śląsku „katowickim“ co prawda medialnie wiele się dzieje, ale jakość tej śląszczyzny medialnej jest nieporównywalnie gorsza niż pod Opolem. Trudno się z tym nie zgodzić. Ale znowu trzeba podkreślić, że nie jest to „winą“ katowickich Ślązaków. Jest to konsekwencja innych uwarunkowań historycznych i demograficznych – większego nasilenia migracji ludności i kosmopolitycznego charakteru wielkich miast. Kontynuując - jeśli dążymy do Jedności Górnośląskiej, to nie możemy opolan „skatowiczać“. Z drugiej strony musimy zdać sobie sprawę z tego, że jeśli nie uda nam się skodyfikować języka śląskiego, to stracimy na tym wszyscy.

Czy Marsz pomógł rozwiać te obawy?

Przypuszczam, że nie. Marsz miał bardzo katowickie oblicze. Prowadzący mieszał mowę śląską w wydaniu katowickim z językiem polskim, mówił o Gorolach i Hanysach, podczas gdy w tradycyjnej śląszczyźnie opolskiej słowo „gorôl” oznacza Ślązaka katowickiego, „od gór” czyli kopalń, a słowa „hanys” nasi starzikowie nie znali wcale. Organizatorom nie udało się wprowadzić narzecza opolskiego do ogólnie głoszonych haseł, przez co utrudnione było wypromowanie jedności obu części Górnego Śląska na równych prawach. Niektórzy zastanawiają się teraz, czy ma to być przedsmak „wspólnej” górnośląskości. Wierzymy, że nie było w tym złej woli – wiemy dobrze, jak trudno jest znaleźć ludzi, którzy potrafią dobrze mówić po śląsku; wiemy że mają z tym kłopoty wszystkie wielkie organizacje śląskie. Ale jak mamy prosić Polaków o to, żeby szanowano nasz język, jeśli sami nie potrafimy go uszanować, a brak tego poszanowania jeszcze publicznie demonstrujemy?

Wciąż nam się wydaje, że śląskie elity i liderzy śląskich organizacji nie doceniają kulturotwórczej roli naszej mowy, wokół której skupia się nasza etniczność. Nie przekonują nas wymówki, że „czekamy na kodyfikację, żebyśmy wiedzieli jak pisać“. Pisać i posługiwać się mową śląską w życiu publicznym można już tu i teraz - byle by to było w miarę poprawnie językowo, kwestia ortografii jest drugorzędna. Uważamy, że konieczne jest podjęcie wysiłku, aby wewnątrz organizacji śląskich organizować i mobilizować ludzi, dla których tradycyjna śląszczyzna jest jeszcze językiem wycyckanym z mamulczynym mlykiym i którzy potrafiliby wewnątrz organizacji zadbać o żywą dwujęzyczność. To zadanie każdego zarządu. Póki co, jako Danga czujemy się w tym dziele osamotnieni. Jesteśmy świadomi, że my sami nie uratujemy śląskiej mowy - to musi być zadanie, za które każda organizacja powinna czuć się współodpowiedzialna. Nie dodaje nam wiarygodności, jeśli domagamy się uznania śląszczyzny jako języka regionalnego, a równocześnie sami nie traktujemy śląskiej mowy poważnie i nie gwarantujemy jej godnego miejsca tam, gdzie nikt nam tego zabronić nie może – na własnych uroczystościach, festynach, demonstracjach i marszach. Potem nie ma się co dziwić, że sceptycy zarzucają śląskim środowiskom, że tak naprawdę nie chodzi tu o śląski język, ale że wykorzystujemy kwestię języka jedynie do rozgrywek politycznych.

Mamy nadzieję i oczekujemy od organizatorów II Marszu, że za rok przemowy będą przygotowane staranniej - i że nie zabraknie ani poprawnej śląszczyzny katowickiej, ani opolskiej. Wówczas wrażenie, jakie marsz wywarłby na postronnym obserwatorze, byłoby zupełnie inne: mianowicie takie, że tu zagrożona grupa etniczna żyjąca na obszarze dwóch województw upomina się o swoje prawa i że robi to w interesie ogółu społeczeństwa. Mając na względzie dobro śląskiej sprawy życzylibyśmy sobie przekazu pozytywnego, bardziej intelektualnego.

Przeciwko językowi śląskiemu opowiedzieli się także niektórzy liderzy mniejszości niemieckiej, która zaciekle broniła województwa opolskiego… Czy Danga widzi w mniejszości sojusznika?

Mniejszość niemiecka jest głównym ugrupowaniem jednoczącym rdzennych Ślązaków w opolskiej części Górnego Śląska, jej starsi członkowie mówią po śląsku lepiej niż w jakiejkolwiek innej organizacji. Obawa przed tym, że Niemcy będą stanowić w większym województwie mniejszy odsetek ludności oraz że język śląski będzie konkurencją dla języka niemieckiego, była przed laty mocniejsza niż poczucie wspólnoty górnośląskiej. Według mnie była to krótkowzroczna polityka. Niemieckość na Górnym Śląsku nigdy nie istniała w sposób wyizolowany, zawsze przeplatała się z innymi kulturami tworząc charakterystyczny i unikalny fenomen. Ekskluzywizm okazał się być golem samobójczym zarówno dla kultury niemieckiej jak i kultury śląsko-polskiej, który osłabił i jednych i drugich, po prostu osłabił region. Walcząc o dusze czołowi działacze mniejszości oświadczyli, że Ślązaków i śląskiej mowy nie ma – są tylko Polacy i Niemcy. Wyrządzili oni krzywdę większości swoich pobratymców posługującej się od zarania dziejów mową śląską, tę ostatnią traktując tak samo jak „arcypolacy“, którzy również odmawiają nam prawa postrzegania śląskości jako czegoś od standardowej polskości odrębnego. A przecież tożsamość śląska nie wyklucza tożsamości niemieckiej ani polskiej, ale wszystkie one się wzajemnie przeplatają i uzupełniają. Tego nie rozumieją również niektóre „śląskie autorytety“ – nadworni komentatorzy medialni, którzy swoimi skrajnie polonocentrycznymi wypowiedziami o Śląsku sprawiają często wrażenie, że mentalnie zatrzymali się na przełomie XIX i XX wieku, czyli w okresie ostrej walki narodowościowej, toczącej się wówczas na Śląsku. Do Dangi należy kilku Ślązaków, którzy są jednocześnie członkami mniejszości niemieckiej. Mimo to zależy im na śląskiej mowie, która jest ich językiem ojczystym, i otwarcie demonstrują, że chcą ją zachować! W Dandze nie pytamy się nigdy, do jakiej narodowości ktoś się poczuwa. Jednoczy nas troska o przyszłość języka miejscowej ludności. Nie przeszkadza nam to dobrze władać językiem polskim i/lub niemieckim. Ot, odrobina europejskiej normalności.

Reasumując – mam nadzieję, że mniejszość niemiecka zrozumie to i będzie się starała reprezentować również interesy większości swoich członków mówiących na codzień po śląsku. Liczymy na owocną współpracę! Gwoli ścisłości dodać trzeba, że niektórzy działacze mniejszości już popierają ideę śląskiego języka regionalnego.

Organizator marszu, przewodniczący RAŚ w województwie opolskim Piotr Długosz z Kotorza Małego – nota bene również członek-wpółzałożyciel Dangi - uzasadniał w wywiadach potrzebę łączenia się z Katowicami przede wszystkim względami gospodarczymi…

Myślę, że jest to argumentacja adresowana do ludności o korzeniach nieśląskich, która stanowi przeważającą większość w Opolu. Dla ludzi emocjonalnie nie związanych z kulturą śląską powoływanie się na śląską tożsamość być może nie jest wystarczającym argumentem, żeby zmieniać coś w podziale administracyjnym regionu. Ja jednak nie boję się w mediach szczerze i prosto z mostu przyznać, że nam, tzn. Dandze, chodzi przede wszystkim o kulturę, wspólną tradycję, tożsamość i język. Zarząd Dangi wiele razy podkreślał, że śląska tożsamość, śląska kultura i język są bogactwem nie tylko naszym, ale całej Polski a nawet Europy. Górny Śląsk jest pod tym względem prawdziwym klejnotem i również w interesie ludności napływowej jest wspieranie naszej rodzimej kultury. Dziś jesteśmy już mniejszością we własnej ojczyźnie, nie możemy więc sami decydować o naszych sprawach. Zawsze będzie potrzebny konsens, porozumienie z Nieślązakami. Dlatego też duża część odpowiedzialności za los naszego języka spoczywa na barkach ludności o pochodzeniu nieśląskim. Ważne więc jest, żeby tej ludności nie zrażać, ale ją pozyskać. Często podkreślamy w rozmowach, że to nie polskość Śląska jest zagrożona, ale nasza śląskość, wszystko jedno jak ją zaszufladkujemy (jedni widzą w niej regionalną formę polskości, inni coś od polskości odrębnego). Bardzo wielu Polaków-Nieślązaków rozumie to już. Zarząd Dangi otrzymuje często e-maile od wielu osób, które solidaryzują się z nami i naszymi działaniami. W Dandze mamy również bardzo aktywnych członków pochodzenia nieśląskiego, którzy oddają nam nieocenione przysługi – na przykład pani Danuta Pacan, dzięki której wzrośnie pedagogiczna wartość powstającego ślabikôrza. Na codzień doświadczamy, że nasza śląskość może ludzi integrować, jest dobrem atrakcyjnym dla wszystkich.

Czy zarząd Dangi będzie teraz żądać zmian podziału administracyjnego?

Nie. Tym się zajmują inne organizacje. Z punktu widzenia ochrony języka łączenie województw nie jest działaniem najważniejszym. Mamy poważniejsze zadania, z którymi musimy się uporać, takie jak konsens w środowiskach śląskich co do kształtu kodyfikacji, nadanie śląszczyźnie statusu języka regionalnego, kształcenie nauczycieli, zorganizowanie śląskojęzycznego środowiska intelektualistów. Bez postępu w tych kwestiach zjednoczone województwo górnośląskie śląskiej mowie nic nie da. Potrzebujemy prawdziwej Górnośląskiej Jedności w wyżej wymienionych kwestiach. Tak należy rozumieć nasze uczestnictwo w tym marszu. „Pómóżcie retować naszã ślónskõ môwã“ – to hasło skierowane do wszystkich: do Nieślązaków, do polityków, a w końcu – a może przede wszystkim - do naszych śląskich środowisk.

Dziękuję za rozmowę.

Po Marszu Jedności Górnośląskiej odbyła się na Górze Świętej Anny tradycyjna msza święta w intencj ofiar „Tragedii Górnośląskiej lat 1945 – 48” i pomyślności mieszkańców Śląska. Kazanie wygłosił częściowo po śląsku ks. Joachim Zok, członek Dangi. Po mszy prezes Dangi dr. Józef Kulisz odczytał po śląsku list na temat „Jak sie mogã starać ò òbchowanie òjcowyj môwy?“ (którego treść przytaczamy poniżej).


Po mszy na Górze Św. Anny: (od lewej) przewodniczący koła RAŚ w Mysłowicach Lucjan Tomecki, członek Dangi ks. Joachim Zok, członek zarządu Dangi Leon Sładek, założyciel odpowiednika RAŚ w Niemczech Robert Starosta, Bernard Skórok (fundator naszego transparentu) oraz prezes Dangi dr. Józef Kulisz.

List przeczytany pó mszy na Górze Św. Anny, 17 października 2009 r.

Jak sie mogã starać ò òbchowanie òjcowyj môwy?

Moc już sie Ślónzôki narzóndziyli ò tym, iże trza sie starać ò to, coby ślónskõ môwã òbchować. Zdô mi sie, że dzisiôj rozumiyniy tego rozprzestrzyniyło sie miyndzy nami i małowiela żôdyn już niy jes tymu przeciwny. Starómy sie, coby nasza môwa była òficjalnie uznanô, próbujymy budować kómisyjõ kodyfikacyjnõ. Chcieli by my ale dzisiôj pouwôżać niy nad kómisyjami kodyfikacyjnymi i prawym sejmowym, ale nad tym, co kôżdy z nôs może sóm ku tymu zrobić, coby naszã òjcowõ môwã retować.

Piyrsze: Snôżność i staraniy

Durch jes jeszcze moc ludzi, co im sie zdô, iże coby gôdać po ślónsku, styknie ino leda jak beblać po polsku. Niejedyn myśli, że to jes blank po ślónsku, jak se te swojy paplaniy ómaści pôrma ślónskimi kóńcówkami, pôrma „ausdrukami dlô szpasu”. Jes tyż moc ludzi, co ślónskõ môwã miyszajóm z przeklyństwym, bo padajóm, że to dycki była môwa prostôków i lómpów. Ci to ludzie czynióm naszyj rzeczy nôjwiynkszõ krziwdã!

Tak dôwnij niy było! Nasze starziki poradziyli niy ino òsprawiać po ślónsku wice, ale tyż sie w tyj môwie radować, gniywać, rzykać do Pana Boga i pozdrôwiać ludzi z uszanowaniym. Tóż, starejmy sie, coby môwa, co nióm kôżdy z nôs rzóndzi, była òkludnô i piyknô.

W tym szukaniu snôżności kôżdy musi sie spuścić na swój rozum i swojy wyczuciy. Swojymu wyczuciu mogiymy tyż ale pómóż. Tak jak sie idzie wyćwiczyć w nauce, abo w jakim fachu, tak tyż sie idzie ćwiczyć w môwie. Tóż przipóminejmy se, jak sie dôwnij Ślónzôki poradziyli piyknie pozdrôwiać. Nauczmy sie, jak sie w ślónskij môwie pokazowało drugim ludzióm uszanowaniy. Do kogo sie nôleży, gôdejmy za dwoje, a do kogo trza to i za troje. Jak trefiymy jaki piykny ślónski wiersz, abo szumnõ śpiywkã, nauczmy sie ich na spamiyńć! Spróbujmy słożyć piyknie po ślónsku powiynszowania na geburstag, na wesely, abo na Gody. Jak bydymy poradziyli wrócić naszyj môwie snôżność i piykność, to óna sie bydzie brónić sama.

Drugiy: Bildónek abo ksztôłcyniy

W teraźniejszym czasie już bezmała żôdyn z nôs w rozeznôwaniu, co jes prawóm ślónszczyznóm, a co niy, niy umiy sie spuścić ino na swojã pamiyńć i wyuczuciy. My w „Dandze” gôdómy: „Niy ma gańba niy wiedzieć, abo sie òmylić, gańba sie niy uczyć!”. Coby świadómie, rozumnie piastować prawõ ślónskõ môwã, kôżdy musi sie w nij durch bildować.

Zdrzódłym prawyj ślónszczyzny powinna być dló nôs môwa naszych starzików. Tóż szukiejmy ludzi starych, co pamiyntajóm ślónszczyznã z czasów, jak jeszcze ludzie niy znali telewizyje i mediów, òpytujmy sie i uczmy sie òd nich. Nowô technika dôwô nóm dzisiôj do rynki nôczyniy, co nim łacno mogiymy dźwiynk registrować. Tóż nagrôwejmy starzików! Szukiejmy ludzi, co poradzóm se spómnieć, jak sie nazywało nôczyniy murarskiy, bergmóńskiy, rzeczy w dóma, w ògrodzie, we werkszteli. Poprośmy ich, coby nóm ò tym poòzprawiali. Mogiymy ku tymu przidać tyż pôrã fotografijek. Tak òbchowiymy spómniynia tych ludzi, a ś niymi prawõ starõ ślónszczyznã, nawet jak ci ludzie zemrzóm.

Kôżdô ludzkô môwa mô swój systym, swojy prawa. Lżyj nóm bydzie rozumnie rozsóndzać, co jes prawóm ślónszczyznóm, a co niy, jak spróbujymy te prawa poznać i sie ich nauczyć. Ku tymu potrzebujymy uczydłów i popularnych poradników. Podwiela tych uczydłów napisanych òd fachmanów niy mómy, mogiymy spróbować òbsztalować se literatrurã naukowõ. Niy bójmy sie tego. W literaturze dialektologicznyj jes moc takich rzeczy, co jy i niyuczóny czowiek poradzi zrozumieć.

Myślã, iże moc z Wôs, zôcni suchacze, co tu siedzicie, była dzisiôj rano na „Marszu jedności”. Isto potrzebujymy jedności, coby nóm lżyj było starać sie ò òbchowanie erbizny naszych òjców i starzików, a przi tym tyż naszyj òjcowyj rzeczy. Tyj ślónskij jedności w môwie niy mogiymy ale rozumieć tak, że wszyskich Ślónzôków wyrôwnómy do jednego mustra. Reinchold Olesch we słowniku môwy ludu z Góry Św. Anny zapisôł takiy to przisłowiy: Padali świynty Ignacy, iże my niy wszyjscy jednacy. Wiymy, że môwy w roztómajtych czyńściach Ślónska trochã sie òd siebie różnióm. To isto niy bydzie żôdnô jedność, jak sie bydymy wadzić, czyja môwa jes lepszô, a na kóniec wszyskim nakôżymy gôdać na tyn przikłôd po katowicku. Prawõ ślónskõ jedność i braterstwo zbudujymy ino wtynczôs, jak Ślónzôk z jednyj czyńści Ślónska bydzie poradziył przijóńć Ślónzoka z drugiygo kóńca z jego côłkóm erbiznóm: z jego òblyczym, zwykami, z jego môwóm, jak włôśnego brata! Piyrszym krokiym do budowaniô takiygo braterstwa jes nauka. Tóż chcymy Wôs wszyskich namówić ku tymu, cobyście bildowali sie niy ino w môwie ze swoij wsi, abo swojygo placu, ale cobyście tyż aby trochã poznali roztómajte môwy na côłkim Ślónsku. Pómoże nóm to inkszych Ślónzôków rozumieć i szanować.

Trzeciy: Rzóndzić, gôdać, radzić, śpiywać, òzprawiać...

I ze spóminaniô starych ludzi, i z badań uczónych wiymy, że dôwnij ludzie rzóndziyli po ślónsku bezmała wszyndzie: niy ino w dóma, ale tyż na dródze, na placu, we sklepie, w robocie, nawet w urzyndzie. Wszyskiy kómisyje kodyfikacyjne, tôwarzistwa i uczydła na nic sie niy przidajóm, jak ludzie sami niy bydóm chcieli po ślónsku rzóndzić. Tóż i my niy mogiymy sie lynkać i zawiyrać naszã môwã za dźwiyrzami pómiyszkaniô. Niy mogiymy sie skirz nij gańbić! Lżyj nóm bydzie sie na to òdpowôżyć, coby po ślónsku gôdać tyż w jawności, miyndzy ludźmi, jak sie w rzóndzyniu po ślónsku wydoskónalymy, jak sami bydymy czuli, że nasza môwa jes òkludnô i piyknô. Tego nóm żôdyn zakôzać niy może! Ale jak fto, chocia poradzi, a niy gôdô po ślónsku nawet w dóma, jak fto niy uczy po ślónsku swoich dzieci, kładzie naszã môwã do truły i niy może sie mianować prawym brónicielym ślónskości!

Niy jes to wszysko lekie i proste, ale przecã ftóż lepij jak Ślónzóki rozumiy, że bezmała niy ma na tym świecie rzeczy dobrych, coby nôs niy kosztowały. Móndrzi ludzie padajóm „Fto dbô, tyn mô!” Prziszłość naszyj òjcowyj môwy zôleży nôjbarzij òd nôs samych, òd tego, co sami poradzymy zrobić ze sobóm i (dlô siebie), bez òglóndaniô sie na cudzych beamtrów!

Zerzykiejmy pôciyrz, modlitwã) do świyntyj Jadwigi i Świyntyj Any, coby pómógły nóm uprosić u Pana Boga Ducha Świyntego, bo to Ón òświycô ludzióm rozum i rozwiónzuje jynzyki.

Dr. Józef Kulisz, prezes Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga”

 


 
Copyright (c)2009-2024 {Stanisław Neblik - Fojerman}