Informacja prasowa Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga -
6/2009
Co otworzy śląską puszkę
Pandory?
(stanowisko Tôwarzistwa
Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga w związku z artykułem „Dwie dusze Ślązaka”
opublikowanym w Newsweeku 32/2009)
Puszka Pandory
to symbol nieszczęść, czegoś, co wywołuje
mnóstwo nieprzewidzianych trudności, źródło niekończących się smutków i
kłopotów. Taką definicję podaje popularna internetowa encyklopedia „Wikipedia”.
W wywiadzie „Dwie dusze Ślązaka” (Newsweek 32/2009) pani prof. Dorota Simonides
wyraża pogląd – ku naszemu ogromnemu
zdumieniu – że ewentualne uznanie śląskiej mowy za język regionalny otworzy
„puszkę Pandory”. Niestety czytelnik nie dowiaduje się, na czym by miało polegać
owo niekończące się pasmo smutków i kłopotów. Czy nieszczęściem tym miałoby być
istnienie w Rzeczypospolitej kilku języków regionalnych, np. śląskiego i
góralskiego? Przecież „język regionalny” jako kategoria prawna (a nie ściśle
językoznawcza) ma służyć dobru powszechnemu, jakim jest bogactwo kulturowe
społeczeństwa. Z założenia jest to narzędzie, za pomocą którego zainteresowane
społeczności mogą stworzyć przeciwwagę dla kulturowej unifikacji i uniformizacji
współczesnego świata.
W wyniku
zawieruch historycznych Polska stała się po II wojnie światowej jednym z
najbardziej jednolitych etnicznie państw w Europie. Poza Kaszubami, Góralami i
Ślązakami trudno jest wskazać w naszym kraju jeszcze jakieś mniejszości, które
zdołały uchować swoją mowę w takim stopniu, że mogłyby się starać o status
języka regionalnego. Jeśli działania Ślązaków zainspirowałyby jakieś inne grupy
ludności językowo wyróżniające się na tle ogólnopolskim, to z punktu widzenia
„ekoróżnorodności środowiska językowego” w Polsce należało by się z tego faktu
cieszyć, a nie dopatrywać się w nim zagrożenia. Pani profesor musi mieć naprawdę
bardzo niskie mniemanie o Polakach, skoro uważa, że tylko kulturowe i językowe
ujednolicenie zapewni naszemu krajowi pokój społeczny. Proszę zauważyć, że
ustawa, na którą powołuje się pani profesor, nie nakazuje gminom zamieszkałym
przez mniejszości językowe wprowadzenia języka mniejszościowego, a tylko zezwala
im na to. Ostateczną decyzję i tak podejmują samorządy. To za każdym razem
wymaga współpracy i porozumienia mniejszości z większością. Dlaczego lokalnym
społecznościom tego zabraniać?
Towarzystwo „Danga”
podkreśla, że to nie „polskość standardowa” jest w
Polsce dobrem ginącym, ale przejawy kultury, a w szczególności każda forma
języka, które się od niej odróżniają.
Dla Tôwarzistwa
Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga” najważniejszym powodem starań o nadanie
śląszczyźnie statusu języka regionalnego jest prosta obserwacja: Dialekt śląski
wymiera. Nie trzeba być językoznawcą, żeby to widzieć i słyszeć. Pani profesor
nie ma racji twierdząc, że śląszczyzna była „od zawsze” jedynie językiem
domowym. Wszystkie opracowania gwarowe poświadczają jednoznacznie, że po śląsku
mówiono prawie wszędzie, również poza domem: w polu, w warsztacie pracy, na
targu, w kontaktach z mieszkańcami regionu - czyli wszędzie, za wyjątkiem
kontaktów z obcymi urzędnikami i przybyszami. Potwierdzeniem tego jest istnienie
w mowie śląskiej wielu słów przynależących do terminologii prawniczej,
ekonomicznej, czy technicznej, które można znaleźć w materiałach
dialektologicznych. Śląszczyznę wyrugowano w ciągu ostatnich 80 lat po kolei z
większości tych domen. Poza nielicznymi i szybko topniejącymi enklawami
zamieszkałymi przez autochtoniczną ludność, swoją ostatnią ostoję mowa śląska
znalazła w wielopokoleniowej, niemieszanej rodzinie. Takie modele są jednak w
dzisiejszym świecie bardzo trudne do utrzymania, a oparcie się jedynie na nich może prowadzić do
izolacjonizmu i zepchnąć mniejszościową społeczność na margines nowoczesnej
cywilizacji.
Przekaz
międzypokoleniowy załamuje się jednak nawet w rodzinie, gdyż język dorastającego
człowieka kształtuje dziś w małym stopniu dom oraz najbliższe śląskojęzyczne
otoczenie (które zresztą mało gdzie się uchowało). Za to przemożny wpływ
wywierają na nas szkoła, uczelnia, mass-media, miejsce pracy, czyli domeny,
gdzie niepodzielnie dominuje język polski standardowy. Do tego
dochodzi postawa śląskich rodziców (będąca regułą a nie wyjątkiem!), którzy
zdając sobie sprawę z negatywnych stereotypów i niewielkiej funkcjonalności
„języka wyłącznie domowego”, świadomie mówią do dzieci „czysto po polsku”,
traktując swoją tradycyjną mowę jako niepotrzebny balast i przeszkodę w życiu.
Prof. Simonides nie tylko zdaje się nie dostrzegać tych zjawisk, ale swoimi
sugestywnymi twierdzeniami wręcz utwierdza czytelnika w przekonaniu, że inaczej
być nie może i być nie powinno.
Dla ogromnej
większości młodego pokolenia Ślązaków niebo nie jest już więc ani modre
ani światłe ale tylko niebieskie, a kapusta jedynie czerwona. Zadziwia
nas, z jaką wytrwałością powtarza się powiedzenie „co wieś to inna pieśń”, nie
dotrzegając faktu, że różnice regionalne bledną w porównaniu z różnicami
międzypokoleniowymi. Język młodej generacji ma z reguły bardzo mało wspólnego z
językiem naszych dziadków i pradziadków opisywanym przez Nitscha, Olescha i
Zarębę. To często zupełnie zerodowany system, właściwie normalna polszczyzna
potoczna z kilkoma reliktowo zachowanymi „ausdrukami” i
końcówkami.
Tôwarzistwo
Piastowaniô Ślónskij Môwy Danga, obserwując bacznie silne i wszechobecne procesy
asymilacyjne zachodzące na Śląsku, od samego początku ostrzega, żejęzyk Śląska
zepchnięty do roli czystego narzecza domowego, bez wsparcia ogólnodostępnej
edukacji, nie ma obecnie szans na przetrwanie.
Mała
społeczność, taka jak nasza, może się przeciwstawić uniformizującemu wpływowi
otoczenia tylko przez świadome działania edukacyjne i samoedukacyjne. Młodzi
ludzie potrzebują dziś orientacji, punktu odniesienia, które pozwalałby im
wyłapywać w otaczającej ich mieszaninie językowej cechy śląskie i rozstrzygać
niepewności językowe. Do tego potrzebujemy narzędzi: słowników, podręczników,
popularnych poradników przygotowanych w oparciu o opracowaną i usystematyzowaną
przez językoznawców wiedzę: zasady śląskiej gramatyki, morfologii i fonetyki.
Trzeba stworzyć możliwości do systematycznej nauki śląszczyzny oraz warunki,
żeby język ten mógł na nowo obrosnąć kulturą. Temu właśnie celowi mają służyć działania
kodyfikacyjne!
Stanowczo
protestujemy przeciwko nazywaniu tak pojętego śląskiego języka bytem sztucznym.
Jest wręcz przeciwnie – rzetelnie opracowany przez ludzi mających odpowiednie
kwalifikacje zbliża on nas do języka najstarszego pokolenia, przywraca jego
pierwotną funkcjonalność, pomaga konsekwentnie zachowywać cechy śląskie,
wreszcie stwarza podstawy do tego, żeby się uczyć po śląsku systematycznie a nie
wyrywkowo.
Danga
uważa, że obawy prof. Simonides wyrażone we wspomnianym wywiadzie są zupełnie
nieuzasadnione. Przecież w hipotetycznym przyszłym słowniku śląszczyzny słowo
„światły” może być potraktowane na równych prawach z przymiotnikiem
„modry”, a do każdego z nich może być dodany komentarz o tym, w której
części Śląska należy go używać. Niestety wielu ludzi – nawet bardzo
wykształconych – pada ofiarą założenia, że „skodyfikowany” język musi być
jednowariantowy, musi posiadać ścisłą normę, w której nie ma miejsca na
„bogactwo gwar”. Otóż jest to założenie bardzo mylne, wynikające z nałożenia na
postulowaną kodyfikację śląskiego ciasnych schematów myślowych obowiązujących w
polszczyźnie standardowej. Innych
wzorców nie mamy wokół nas lub nie zadaliśmy sobie trudu, żeby do nich dotrzeć.
Kto jednak śledzi poczynania regionalnych mniejszości językowych w Europie,
łatwo dostrzeże, że Śląsk nie jest wyjątkiem i że prawie wszędzie jest tak jak u
nas – występuje mniej lub bardziej silne zróżnicowanie dialektalne i
ograniczenie funkcjonalne języka/dialektu („ludowość”/„gwarowość”). Jednak w
wielu regionach Europy – w tym również w Polsce (Kaszubi, Łemkowie) – uznano, że
nie jest to przeszkodą w kodyfikacji języka i podjęto świadomie pozytywistyczne
prace nad tym, żeby choć częściowo wyrównać funkcjonalną asymetrię pomiędzy
językiem państwowym a językiem społeczności mniejszościowej. Należy podkreślić,
że ograniczenie funkcjonalne nigdy nie jest pochodną cech systemowych danego
języka/dialektu, lecz jedynie odzwierciedleniem jego roli i prestiżu w
społeczeństwie lub państwie, czyli faktorów socjologicznych. Również dlatego
uznanie śląszczyzny za język regionalny jest wskazane. Prestiż, rola w życiu
społecznym regionu, edukacja językowa – to są czynniki, od których zależy dziś
przyszłość spuścizny językowej Śląska.
Tradycyjny podział na języki
(narodowe), dialekty i gwary ludowe nie odzwierciedla już, szczególnie w ujęciu
socjolingwistycznym, złożonej rzeczywistości językowej Europy. Dialekt
przywoływanych w wywiadzie Alzatczyków jest jak najbardziej językiem regionalnym
i to właśnie tego dialektu, a nie standardowej niemczyzny,
uczy się 100.000 uczniów w szkołach regionu (dane z „Wikipedii”
niemieckojęzycznej). Również śląski język/dialekt dawno już wyszedł poza ramy
tradycyjnie pojętej gwary ludowej, czyli języka niewykształconych mieszkańców
wsi. Gdyby potraktować poważnie zastrzeżenia prof. Simonides, to
języki-dialekty, istniejące przede wszystkim w postaci gwarowej – jak kaszubski,
północnoniemiecki, dolnołużycki, irlandzki, bretoński, łemkowski, retoromański –
nie miałyby racji bytu jako „twory sztuczne”, „niszczące bogactwo gwar”. Ale one
nic nie niszczą, gdyż norma w tych językach z reguły nie jest jednolita i
dopuszcza (a nawet zaleca) warianty lokalne. Tu widać wyraźnie, że kodyfikacja
wcale nie skazuje śląszczyzny na ujednolicenie – i taką zasadę przyjęła tworząca
się komisja kodyfikacyjna języka śląskiego.
Pamiętać należy,
że nawet różnorodność gwarowa nie oznacza dowolności – każda najmniejsza nawet
gwara ma swój system językowy, swoją niepisaną normę, którą można opisać i
udostępnić zainteresowanej społeczności. Poza tym – pomimoniektórych różnic –
gwary śląskie mają przecież mnóstwo cech systemowych wspólnych. Dlaczego więc
ich opisanie w przystępnej formie miałoby wykreować „byt
sztuczny”?
Prof.
Simonides uważa, że śląski nie może być językiem regionalnym, gdyż jest
dialektem polszczyzny. Tutaj jednak zauważamy wielkie zamieszanie
terminologiczne. Pomimo że pojęcie „języka polskiego” w rozumieniu lingwistów
zawiera w sobie wszystkie genetycznie polskie gwary i dialekty, to jednak w
znaczeniu prawnym oraz w praktyce życia społecznego rozumie się przez nie
jedynie polszczyznę standardową. Odczucie, że
polszczyzna i śląszczyzna nie są bytami tożsamymi, jest powszechne. Na lekcji
języka polskiego nie nauczymy się nigdy mówić czynnie po śląsku, słownik języka
polskiego też nam w tym niewiele pomoże. Wręcz przeciwnie – w programach
nauczania polskiego wiele elementów zorientowanych jest na uczulanie uczniów na
gwaryzmy i na ich eliminację z języka. W
praktyce mowa śląska jest traktowana przez polski system edukacji jak język
obcy! Uważamy, że w sposób niedopuszczalny dochodzi tutaj do pomieszania
definicji lingwistycznych z prawnymi. Pojęcie języka regionalnego nie jest
pojęciem z zakresu dialektologii ani lingwistyki, lecz tytułem czysto prawnym.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby system językowy, w sensie wąskiej naukowej
definicji lingwistycznej zaklasyfikowany jako dialekt, mógł w ujęciu
administracyjno-prawnym zostać objęty ochroną jako język regionalny. W Europie mnóstwo takich
mikrojęzyków/dialektów ma już taki status. Pytanie o podniesienie mowy śląskiej do
statusu języka regionalnego jest w istocie pytaniem o to, czy
Rzeczpospolita Polska uważa tę odmianę
języka, używaną przez tysiące swoich obywateli, za wartą ochrony, czy
nie.
Strach,
że język regionalny oddali Ślązaków od Polski, jest uczuciem nieracjonalnym.
Naszym zdaniem właśnie język regionalny, język, którego można się nauczyć,
którego znajomość można doskonalić, jest realnym i cywilizowanym pomysłem na
śląskość przyszłości, śląskość pogodzoną z polskością. Pielęgnowanie języka
oznacza przeniesienie uwagi z rozpamiętywania naszych domniemanych i prawdziwych
krzywd na działanie pozytywne – na to, co sami możemy zrobić ze sobą i dla
siebie. Własny język, w którym poczucie śląskiej tożsamości znalazłoby
zabezpieczenie, może nas wyzwolić od strachu, a co za tym idzie, wyciszyć pokusy
izolacjonizmu i separatyzmu. Danga wyraża obawę, że właśnie brak przyzwolenia
Ślązakom na ochronę swojego języka w taki sposób, w jaki by tego potrzebowali i
sami chcieli, będzie powodem niezadowolenia społecznego i kolejnego
rozczarowania Polską. Bo czy kraj bez języka naszych ojców zasługuje jeszcze na
to, żeby nazywać go Ojczyzną?Zaprzepaszczenie być może ostatniego momentu na
rewitalizację śląskiej mowy będzie niewybaczalne, a teza, że śląszczyzna to
„język Rejów i Kochanowskich”, stanie się zużytym,
zupełnie pusto brzmiącym frazesem.
Jako zarząd
Dangi zapraszamy Panią profesor już teraz na następne spotkanie „Dangi” (termin
podamy zawczasu). Nie mamy nic do ukrycia. Chcielibyśmy Pani dać sposobność
zapoznania się z ideą i postulowanym kształtem kodyfikacji mowy śląskiej, tak
jak ją rozumiemy, oraz do bezpośredniej rozmowy i wymiany
poglądów.
W imieniu
Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy DANGA
Józef
Kulisz,
Grzegorz
Wieczorek
Na dalsze pytania dotyczące
śląskiego języka regionalnego oraz Tôwarzistwa „Danga” odpowie dr.
Józef
Kulisz (e-mail: jozef.kulisz@gmail.com; tel.: 609 09
68 86)